Na polsko-niemieckich przejściach granicznych tworzą się wielokilometrowe korki – informują kierowcy. Na wjazd do Polski, od wczoraj trzeba było czekać od kilku do nawet kilkunastu godzin.
We Frankfurcie nad Odrą na przejściu w stronę Słubic czekałem 10 godzin – mówi jeden z podróżujących do Polski.- Jechaliśmy żółwim tempem. Od północy do godziny 10 nad ranem przejechaliśmy zaledwie cztery kilometry. W nocy tworzący się korek liczył nawet 40 km.
Podobną sytuację można było zauważyć w Ludwigsdorfie w stronę Jędrzychowic oraz w Goerlitz w kierunku przejścia na moście Jana Pawła II w Zgorzelcu. Tam z kolei na odprawę trzeba było czekać co najmniej siedem godzin. Korki były też w Świecku i Kołbaskowie.
Czytaj więcej: Powrót Kurskiego!
Z powodu Wniebowstąpienie Pańskie, święta wolnego od pracy wielu mieszkających i pracujących za granicą Polaków ruszyło do ojczyzny, tworząc gigantyczne korki. Według Straży Granicznej, w ciągu ostatniej doby skontrolowano ponad 98 tys. osób. To prawie trzy razy więcej niż zwykle.
– To jednak nie nasza wina a fatalnej organizacji pracy – mówią kierowcy. – W związku z liberalizacją przepisów dotyczących przekraczania granic można było się tego wszystkiego spodziewać. Nikt z władz jednak nie pomyślał, że zaledwie kilku strażników granicznych to zdecydowanie za mało. Oni nie są niczemu winni. Wystarczyło tymczasowo zwiększyć liczbę pracowników i wtedy takich korków by nie było.
Inni kierowcy zauważają, że z podobnymi kłopotami borykają się zachodni sąsiedzi. – Widać było, że nie ma koordynacji współpracy ze stroną niemiecką. Przez to paraliżujemy przejścia po stronie niemieckiej, bo często do Polski prowadzi zaledwie kilka ulic, które nagle są pełne aut. To na pewno nie jest komfortowe i dla okolicznych mieszkańców, i dla czekających.
Rozładowanie natężenia ruchu może potrwać kolejną dobę.
Źródło: onet.pl