Okazuje się, że prawda o szpitalach jest zupełnie inna, niż pokazuje władza. Lekarze tłumaczą, jak tak naprawdę wyglądają szpitale!
Dziennikarz Paweł Reszka napisał w mediach społecznościowych przerażający post, w którym podzielił się z internautami relacją anestezjologa, który na co dzień pracuje z chorymi na COVID-19. Lekarz zauważa, że pomimo faktu, że codziennie zwiększa się ilość dostępnych łóżek, w rzeczywistości pacjenci nie mogą liczyć na fachową opiekę. Paweł Reszka tłumaczy, że oddziały covidowe są bardzo prowizoryczne i nie zostały odpowiednio przygotowane. Coraz częściej dochodzi do zaniedbywania obowiązków przez ludzi, bo jest ich zbyt dużo:
-Jeszcze pójdziemy za to siedzieć. To jest przecież sprawa do prokuratury. I co ja powiem: Pacjent zmarł, bo skończyła się butla z tlenem, bo nie było komu przypilnować, bo jest mało pielęgniarek? A co to obchodzi żonę tego faceta? Albo pana prokuratora? Jak widzisz, trudno przeżyć w moim szpitalu.
Anastastazjolog obawia się o swoją żonę, zakażoną koronawirusem. Mężczyzna uważa, ze kobieta znacznie bezpieczniejsza jest we własnym domu, niż w szpitalu, gdzie mogłaby umrzeć przez błąd medyka.
-Czy przepracowany lekarz albo pielęgniarka zauważy, że tlen w butli się kończy? Skoro ja się boję, co muszą przeżywać inni ludzie, którzy nie są lekarzami?
Wstrząsająca słowa ze szpitala
Lekarz Bartosz Fijałek potwierdza doniesienia Reszki
W ostatnim czasie obserwujemy w mediach coraz bardziej dramatyczne materiały. Tak, niektóre media potrzebują mięsa. Jednak, uwierzcie mi, te nagrania nie są sensacją, a smutną rzeczywistością. Szpital w Poznaniu i pacjenci zostawieni samopas? Szpital w Iławie i leżenie w sali z denatem?
Jeżeli to fakt, to bardzo powszechny. Tak. Powszedni – tłumaczy lekarz.
Bartosz Fijałek potwierdza, że istnieje duże ryzyko zakażenia koronawirusem w szpitalu:
Tak – niezakażeni wcześniej nowym koronawirusem pacjenci, mogą się nim zarazić w szpitalu i w konsekwencji umrzeć. To dlatego, że nie zostaliśmy odpowiednio przygotowani do walki z pandemią i często przyjmujemy pacjenta w stanie bezpośredniego zagrożenia życia, ryzykując przy okazji ewentualnym zakażeniem SARS-CoV-2. Kto, o zdrowych zmysłach, wypisze do domu chorego z, na przykład, ostrą niewydolnością serca? A odgradzanie strefy „czystej” od „brudnej” parawanem czy kupowanymi przez medyków foliami ogrodniczymi klejonymi taśmą, nie stanowi przeszkody dla nowego patogenu. Tak więc, zarażenie się nowym koronawirusem w polskim szpitalu jest zdecydowanie łatwiejsze niż wygranie u bukmachera, stawiając na tzw. pewniaki.
Wspomina także o makabrycznych obrazkach, które oglądamy w szpitalach:
Tak – pacjenci z zawałem mięśnia sercowego, którzy byli dotychczas skutecznie leczeni koronarografią ze stentowaniem (taki metalowy dynks, który rozszerza tętnice, żeby krew płynęła jak wcześniej, przed miażdżycowym zwężeniem), umrą w karetce na podjeździe.
Tak – ludzie z udarem niedokrwiennym mózgu nie spełnią, z powodu długiego oczekiwania spowodowanego m. in. brakiem zespołów ratownictwa medycznego oczekujących z innym pacjentem na przyjęcie do szpitala, kryteriów czasowych do przeprowadzenia trombolizy (4,5 godziny od czasu wystąpienia objawów; farmakologiczne „rozpuszczanie” materiału zakrzepowego, który blokuje przepływ krwi w naczyniach mózgowych) czy trombektomii (6 godzin od czasu wystąpienia objawów; mechaniczne usuwanie materiału zakrzepowego, który blokuje przepływ krwi w naczyniach mózgowych) i umrą albo – w najlepszym wypadku – staną się inwalidami z powodu niedowładu lub porażenia kończyn.
Tak – osoby po wypadkach komunikacyjnych, z urazami wielonarządowymi, które do tej pory odpowiednio zaopatrywaliśmy, staną się niepełnosprawni albo umrą z powodu powikłań, ponieważ nie uzyskają adekwatnych świadczeń zdrowotnych o czasie.
Tak – pacjenci różnych oddziałów będą zostawieni samopas z powodu braku pracowników ochrony zdrowia.
Na końcu wyjaśnia, kto ponosi za to odpowiedzialność:
-Nie – to nie pracownicy ochrony zdrowia, to nie dyrektorzy, to nie personel pomocniczy, to, w końcu, nie społeczeństwo. Nikt z wcześniej wymienionych nie odpowiada za fatalną organizację polskiego systemu opieki zdrowotnej. My wszyscy przekazujemy nasze pieniądze, wybranym przez nas parlamentarzystom, którzy mają konstytucyjny obowiązek zapewnienia nam – co najmniej – poprawnego funkcjonowania ochrony zdrowia. I to do nich, moi mili, kierujcie ewentualne pretensje związane z ograniczonym dostępem do świadczeń zdrowotnych w czasach zarazy.