Rzadka do tej pory choroba grzybicza coraz chętniej atakuje chorych na COVID-19 i ozdrowieńców w Indiach. Media alarmują, że w normalnych warunkach grzybica rozwija się w ciele chorego 15-30 dni, a w opisywanych przypadkach wystarczyły zaledwie 2-3 dni.
Niebezpieczna grzybica dotyka chorych na COVID-19. Mukormykoza jest bardzo rzadką chorobą na całym świecie, jednak indyjscy lekarze z niepokojem donoszą o wykryciu 12 przypadków w ciągu zaledwie 15 dni. Wszyscy zaatakowani przez grzybicę są chorzy na COVID-19 lub niedawno zostali uznani za ozdrowieńców.
Mukormykoza atakuje osoby o słabej odporności. Pacjentom chorym na COVID-19 podaje się steroidy, które zapobiegają potencjalnie śmiertelnej burzy cytokinowej. Duże dawki steroidów mogą pozwolić infekcjom grzybicznym, takim jak mukormykoza, na przeniknięcie do organizmu – tłumaczy dr Manish Munjal, cytowany przez agencję prasową Asian News International.
Jeśli grzyb dostanie się do mózgu i nie zostanie szybko wykryty, w ciągu kilku dni powoduje zgon u 50 proc. chorych – dodał Munjal.
Ostatnio mukormykoza zabiła 5 pacjentów dra Munjala w szpitalu w Delhi. Kolejnych 5 na stałe straciło wzrok z powodu choroby. Zdarza się też, że grzyb atakuje nos i szczękę chorego, często oszpecając go na całe życie.
Indyskie media zauważają, że u osłabionych koronawirusem pacjentów mukormykoza rozwija się niepokojąco szybko, w zaledwie 2-3 dni. W normalnych warunkach grzybica potrzebuje 15-30 dni. Zarodniki pleśni krążą w powietrzu, mogą też wniknąć do organizmu przez ranę.
Charakterystyczne objawy infekcji to drętwienie twarzy, niedrożność nosa, obrzęk i ból oczu. Według obliczeń naukowców zapadalność na tę grzybicę w USA wynosi rocznie zaledwie 1,7 przypadków na milion mieszkańców.
Źródło: o2.pl