Tylko do jednego krakowskiego szpitala trafiło ostatnio dziesięcioro dzieci z zespołem pocovidowym. Lekarze tłumaczą, że nadchodzi fala powikłań po COVID-19. Kluczowa jest szybka diagnoza, by problemy z sercem czy płucami nie skończyły się na oddziale intensywnej terapii.
Miejsc na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie już brakuje, a dzieci w ciężkim stanie przybywa. – Trzeba bić na alarm! To są dzieci przyjmowane z niewydolnością serca, czyli w stanie bezpośredniego zagrożenia życia – alarmuje prof. Przemko Kwinta z Kliniki Chorób Dzieci Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.
U większości dzieci, które zostały przyjęte do szpitala, nie było wiadomo, że były zakażone, nie miały objawów. Po kilku tygodniach pojawił się u nich zespół pocovidowy. Lekarze chorobę określają skrótem PIMS – pediatryczny wieloukładowy zespół zapalny tymczasowo związany z zakażeniem SARS-CoV-2.
– Przebieg tej choroby jest bardzo ciężki, z niewydolnością krążenia, z uszkodzeniem wielonarządowym – opisuje lekarz pediatra Lidia Stopyra. – Te dzieci mają również zajęte nerki, wątrobę, wszystko może być. Jedno dziecko miało objawy psychiatryczne – wyjaśnia prof. Przemko Kwinta.
– Zdecydowanie należy bić na alarm, ponieważ mam wrażenie, że brak jest wiedzy w całym społeczeństwie na temat tego zjawiska – podkreśla dr Magdalena Okarska-Napierała z Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
-Mama Kazia wyrzuca sobie, że wysypkę na stopach tłumaczyła zmianą proszku do prania. Po wysypce pojawiła się wysoka gorączka. – Kazia organizm się zachowywał jak rozstrojone radio i sami już nie wiedzieliśmy, co się dzieje – twierdzi. – Każdego dnia ten stan kliniczny się pogarszał, dochodziły coraz to nowe objawy – mówi Justyna Kiepuszewska, zastępca ordynatora Oddziału Pediatrii Szpitala Specjalistycznego im. Floriana Ceynowy w Wejherowie.
Antybiotyki nic nie dawały Dopiero wykrycie u Kazia przeciwciał specyficznych dla SARS-CoV-2 pozwoliło skutecznie działać.
– Nastąpiła diametralna zmiana między wtorkiem a środą, jak dzień i noc. Kazio nagle odżył. Wtorek to leżał i dyszał, a w środę lepił już plastelinę – twierdzi mama Kazia.
Doktor Paweł Grzesiowski podkreśla, jak ważna jest szybka diagnoza i podanie immunoglobuliny. Ostatnio przyjął trzech pacjentów z zespołem pocovidowym. – Dzisiaj dziecko ze zmianami skórnymi, z zapaleniem spojówek i z gorączką powinno być traktowane od razu jako potencjalny zespół pocovidowy, żebyśmy nie podali w ciemno antybiotyków, które w tej chorobie nic nie pomogą, a opóźnią właściwie leczenie – twierdzi immunolog i pediatra dr Paweł Grzesiowski.
Ostatnio na zespół pocovidowy zapadło co najmniej kilkadziesiąt dzieci w całej Polsce, w różnym wieku, od niemowlaków po nastolatki. Im więcej zakażeń, tym więcej pacjentów z PIMS, tyle że kilka tygodni później.
– Jesteśmy po szczycie zachorowań (na COVID-19 – przyp. red.) i będzie tych przypadków więcej – prognozuje Justyna Kiepuszewska. – Powinniśmy się spodziewać, że najbliższe 2-3 tygodnie będą trudne – uważa prof. Przemko Kwinta. Zespół pocovidowy dotyczy ułamka przypadków Choć PIMS nie da się zapobiec, to jednak choroba dotyka zdecydowaną mniejszość dzieci, które przeszły COVID-19.
– Prawdopodobieństwo zachorowania na PIMS wynosi około jeden na tysiąc, czyli mniej więcej na tysiąc zakażonych dzieci u jednego rozwinie się PIMS – twierdzi dr Magdalena Okarska-Napierała. Pacjenci doktor Lidii Stopyry ze Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie czują się już lepiej, ale to nie koniec leczenia.
– Będziemy musieli te dzieci kontrolować, żeby się wypowiedzieć, czy rzeczywiście ta choroba mija bezpowrotnie i nie pozostawia żadnych konsekwencji w organizmie – podkreśla dr Lidia Stopyra. Pediatrzy apelują, by skończyć z teleporadami u dzieci, bo te dzieci, które gorączkują i wymiotują, muszą być zbadane osobiście przez lekarza.
Źródło: fakty.tvn24.pl