Marcin Sanakiewicz jest wykładowcą na UMCS-ie i lektorem z wieloletnim doświadczeniem w branży medialnej. Kilka dni temu został wyemitowany program w TVP, w czasie którego lektor odczytuje pewien kontrowersyjny tekst. Portale internetowe natychmiast podchwyciły temat i autorstwo słów przypisały Marcinowi Sanakiewiczowi. Na lektora wylała się ogromna fala bezpodstawnej krytyki. Dzisiaj na łamach Expressu Lubelskiego, Marcin Sanakiewicz wyjaśnia całą sprawę.
O co chodziło?
28 października na łamach TVP został wyemitowany program „Rodzinny Express”. W trakcie programu lektor przeczytał słowa, uznane za kontrowersyjne:
– Co ciekawe surowe kary groziły też kobietom za wszczęcie kłótni na forum publicznym, czyli musiały się liczyć z tym, że będą musiały odbyć spacer wokół rynku z przywiązanym do szyi kamieniem – mówił lektor. – Kto wie, czy podobnych zasad nie byłoby warto wprowadzić w życiu publicznym obecnie – dodawał.
Po tych słowach redakcja TVP była krytykowana przez wiele portali medialnych. Niestety, krytyka dotknęła również lektora Marcina Sanakiewicza, któremu przypisano autorstwo tych słów. Tak stało się na łamach kobieta.wp.pl, gdzie autorka artykułu napisała, że: „Lektor pozwolił sobie na kontrowersyjny wniosek i „Podczas emisji materiału lektor Marcin Sanakiewicz pozwolił sobie na kontrowersyjne wypowiedzi. Na antenie padły mocne słowa.” Podobne wnioski wysnuł portal plotek.pl, gdzie zarzucono lektorowi brak wstydu: „Kto wie, czy podobnych zasad nie byłoby warto wprowadzić w życiu publicznym obecnie… – mówi bez wstydu.” Oprócz tego autorka stwierdza, że: „widzowie mogli usłyszeć rozważania lektora, który zastanawia się nad wprowadzeniem marszu hańby w obecnych czasach.”. Nie wszyscy jednak poparli krytykę . Za lektorem wstawili się „Polscy Lektorzy”, którzy w zdecydowany sposób potępili portale, go atakujące.
Marcin Sanakiewicz komentuje całą sprawę
Marcin Sanakiewicz jest wykładowcą na UMCS-ie. W czasie swojej wieloletniej kariery współpracował z Polskim Radiem Kraków, RMF FM, Radiem ZET, PR III, VOX FM, Radiem Plus, TVP i Discovery. Od portalu kobieta.wp.pl zażądał sprostowania.
-Z ubolewaniem przyjmuję krytykę mojej osoby, dotyczącą słów, jakie padły w programie TVP „Rodzinny Ekspres”. Słowa te, nagrane przeze mnie we wrześniu tego roku, nie są jednak mojego autorstwa. Wbrew opinii red. Patrycji Ceglińskiej-Włodarczyk, która w sformułowaniu „lektor pozwolił sobie na kontrowersyjny wniosek” przypisała mi ich autorstwo, a co za tym idzie, określony światopogląd, wyjaśniam, że zawód lektora polega na odczytywaniu, czy też wykonywaniu nagrań tekstów, które przygotowuje i za które ponosi wyłączną odpowiedzialność zleceniodawca: copywriter, redaktor itd. – także takich tekstów, które mogą być uznane za niefortunne czy niepotrzebne – mówi Marcin Sanakiewicz.
Lektor uważa, że autorka zupełnie niepotrzebnie w dalszej części artykułu przytoczyła dodatkowe informacje dotyczące jego osoby. Tłumaczy również, że to nie on jest autorem wspomnianych słów, a rola lektora polega jedynie na ich przeczytaniu.
– To nie lektor jednak odpowiada za ostateczny kształt programu, w tym wykorzystanie – lub nie – nagrań lektorskich wykonanych na jego potrzeby. Nagranie tekstu lektorskiego nie ma nic wspólnego ze światopoglądem samego lektora czy dziennikarską etyką zawodową – przypisywanie odpowiedzialności lektorowi za treść czytanego tekstu czy jego wydźwięk byłoby tym samym, co przypisanie aktorowi słów bohatera, napisanych przez dowolnego autora na potrzeby dowolnego scenariusza filmu czy spektaklu.
„Bazuję na myśli Judith Butler”
Na łamach Expressu Lubelskiego Marcin Sanakiewicz zdradził też kilka szczegółów dotyczącej całej sytuacji. Lektor w czasie rozmowy telefonicznej powiedział, że sam miał pewne obiekcje do słów, które zostały nagrane we wrześniu (uważał je za nieśmieszny żart), dlatego nagrał jeszcze jedną wersję tekstu i obie odesłał do redakcji, z prośbą, żeby wydawca programu wykorzystał wersje zmienioną, a z pierwotnej zrezygnował. Co więcej, jak sam powiedział, autorką kontrowersyjnych słów była kobieta, która chciała pozwolić sobie antenowy żart. Dodał także, że zarząd TVP wyciągnął już konsekwencje wobec osób odpowiedzialnych za całą sprawę. W trakcie rozmowy, Marcin Sanakiewicz skomentował również poziom dzisiejszego dziennikarstwa:
-Uważam, że poświęcenie przez red. Ceglińską-Włodarczyk jedynie kilku dodatkowych minut pracy nad swoim tekstem byłoby wystarczające, by powstał artykuł, w którym podaje się rzetelne informacje, przez co nie szkaluje się człowieka, co skutkuje np. hejtem. Taki namysł to choćby weryfikacja źródła oraz zapoznanie się z procesem dowolnej produkcji w zakresie realizacji dźwięku i usług lektorskich, czy też czytanie ze zrozumieniem napisów końcowych. Autorka powinna mieć powyższe szczególnie na względzie oraz w zasadzie dysponować taką wiedzą po, jak deklaruje, własnych studiach dziennikarskich – mówi.
Czytaj więcej: Studenci UMCS protestują! Znamy stanowisko uczelni!
Na zakończenie jeszcze raz odniósł się do przypisywania mu między wersami maskulinizmu:
-Jako medioznawca zajmujący się w szczególności telewizją, mogę tu jedynie odesłać do mojej pracy naukowej, w której bazuję w ogromnej mierze na myśli Judith Butler – postaci, której w kręgu kobiet nie trzeba chyba nikomu przedstawiać – zauważa Marcin Sanakiewicz. –W związku z zaistniałą sytuacją jest mi szczerze przykro. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że nie będę musiał nikomu więcej przypominać, że słowo ma znaczenie, a głos też ma prawo zachować twarz.